Od wielu miesięcy toczymy wewnętrzną dyskusję w Perfumerii. Zastanawiamy się, jak rozmawiać z klientami o zalewie rynku podróbkami.
Z jednej strony, jako pasjonaci dbający o jakość naszego asortymentu, regularnie odpowiadamy na bolesne pytania w rodzaju ...ale czy to jest oryginalne? Zawsze wzrok przebiega po półkach naszego małego sklepu. Na każdej dopieszczone flakony perfum i pudełeczka z kosmetykami marek z Paryża, Mediolanu, Londynu czy Tokio. Reprezentują jakość, w którą wierzymy, której poszukujemy dla siebie, dla naszych klientów.
Z drugiej strony obserwujemy, towarzyszący rosnącemu popytowi na luksus oraz limitowane edycje, wysyp deszczu fałszerzy podszywających się pod renomowane, niszowe marki. Słuchamy mitologicznych opowieści o mocniej pachnących testerach oraz fantastycznie niskich cenach, jakie można znaleźć w internecie, w sklepikach dla turystów, na bazarach...
Doskonale rozumiem pożądanie, jakie wzbudzają swoją historią, jakością, czy unikalnością m.in. perfumy Amouage, Montale. Chce się je mieć. Chce się doświadczyć wyjątkowego uczucia bycia w wąskim klubie ludzi, którzy rozumieją potęgę misternie utkanych nut. Otulić się mgiełką wszystkiego, co składa się na dobry zapach.
Doskonale znam radość z tego, że uda mi się wymarzoną rzecz kupić w okazyjnej cenie. Czuję się, jak współczesny łowca wracający z udanego polowania do wioski.
Kłopoty zaczynamy mieć jako konsumenci wtedy, kiedy pragnienie posiadania oraz gorączka atrakcyjnej ceny zaczynają przysłaniać nam logiczne myślenie. Zapominamy o rozsądku i własnym bezpieczeństwie. Zaczynamy ufać w nasz fart. Pozwalamy się oszukać, płacąc za to finalnie wysoką cenę.
Proponuję małe ćwiczenie. Wyobraź sobie, że planujesz zakup auta. W przeglądarce trafiasz na ofertę nowiuteńkiej limuzyny znanej marki klasy S. Cena identycznego auta w salonie to powiedzmy 500 000 zł. Oferta, którą odkrywasz to 100 000 zł. Co myślisz? Mnie zapala się, po początkowym entuzjazmie, czerwona lampka. Spodziewam się kruczka. Kradzieży, auta po wypadku albo innej przykrej niespodzianki. Okazję traktuję jak przynętę na nieuważnych, za którą kryje się ostry haczyk.
Skąd więc oczekiwanie, że flakon zapachu oferowany przez producenta i oficjalnego dystrybutora za 1000 zł, a równocześnie sprzedawany w internecie za 200 zł, jest czymś zupełnie naturalnym? Powinna się obudzić Twoja czujność. Może to jednak nie być niebywała okazja. Możesz trafić na produkt podrobiony. Wielu powie, że to nie jest kolosalne ryzyko. Nie utopisz takiej fury pieniędzy, jak kupując trefny model klasy S. Co może mi się stać?
No właśnie, otóż może stać się wiele.
Jeśli ktoś podrabia produkty, to robi to z chęci szybkiego zysku. Twoje zdrowie ma w poważaniu.
To oznacza, że będzie minimalizować koszty składników, których użyje. Produkt będzie mniej trwały, albo będzie trochę inaczej pachniał. Nie będzie podlegał restrykcyjnej kontroli i certyfikacji. W przechwytywanej kontrabandzie chemicy znajdują kosmetyki kolorowe oraz perfumy zawierające trucizny takie, jak: arszenik, cyjanek, ołów, rtęć. Są używane przez podrabiających, ponieważ są tańsze i łatwiej nimi osiągnąć efekt zbliżony do oryginału. Zdarza się, że składniki, których użyli były skażone. Proces produkcji będzie szybki i ominie wszystkie wymagane przepisy bezpieczeństwa. Nikt nie skontroluje co i w jakich warunkach jest pakowane do flakonów, czy słoiczków. Nie dziwią więc, znajdowane w konfiskowanych podróbkach, odchody i mocz.
Dla mnie szokujące, obrzydliwe. Nie chcę nosić czegoś takiego na swojej skórze dzień po dniu. Nie zafunduję nikomu podobnej wątpliwej przyjemności.
Kupując podróbkę dostajesz nie tylko złą jakość opakowania. Nie chodzi nawet o wyższy flakon, korek, z którego schodzi złota farba. To nie mniej precyzyjnie wydrukowana etykieta na cieńszym kartonie. Możesz wylosować choroby skóry, alergie oraz świadomość, że rozpylasz na siebie czyjeś odchody. Ja wierzę, że mam wybór i głosuję moimi pieniędzmi. Nie kupię i nie sprzedam podróbki. Mam do siebie oraz do moich klientów zbyt wielki szacunek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz