Poprzednim razem pisałam o mojej przygodzie z pudrem Vita Liberata. W tym tygodniu dotarła do nas marka, córka Vity Liberaty, NKD SKN Self Tan. Naturalnie nie obyło się bez przygód. ;)
NKD SKN Organiczna Pianka samoopalająca |
Do testowania piankę otrzymała dziewczyna z naszej perfumeryjnej załogi. Również miłośniczka zacienionych rewirów. Dodatkowo posiadająca bogatą kolekcję anegdot o fatalnych skutkach stosowania samoopalacza na sobie samej. Testerka idealna.
Znałam jej doświadczenia. Z tym większą niecierpliwością oczekiwałam na efekt naszego kochalskiego eksperymentu.
Pewnego dnia zadzwoniła. Odebrałam pospiesznie telefon.
- Użyłam - padło po drugiej stronie.
- I co? - zapytałam z lekką niepewnością. W zasadzie spodziewałam się każdej odpowiedzi. Łącznie z delikatną awanturą.
Ku mojej wielkiej uldze usłyszałam, że nakłada się dobrze i bez problemowo. Rękawica sprawdza się w akcji. Chroni dłoń przed niechcianą koloryzacją. Trochę straszy ciemny kolor pianki. W momencie aplikacji wywołał lekkie palpitacje u naszej bohaterki. Później okazało się, że cały nadmiar barwnika ładnie się spłukuje. Pianka wchłania się i schnie ekspresowo. Zostawia na skórze przyjemny, lekki filtr.
Suma summarum jest naprawdę przyzwoicie. A nawet świetnie. Kosmetyk nie ma charakterystycznego zapachu, którego tak nie lubimy. Nadał skórze równą, lekką opaleniznę. Żadnych smug. Żadnych plam. Wszystko równo, gładko i przyjemnie. Magia.
Skierowana do wiecznie zabieganych dziewczyn linia NKD SKN Self Tan kusi ekspresowym efektem, przy niewielkim nakładzie sił. Szczyci się także naturalnymi składnikami nawilżającymi skórę.
Mówią, że to wakacyjna opalenizna w butelce, którą możesz zabrać ze sobą wszędzie. Zgadzam się. Młodsza marka Vity kupiła naszą przychylność. Przy okazji dodając nam nieco słonecznego blasku :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz